Znudzona przeglądam
posty na facebooku. Zauważam zdjęcie „Hopeless” i zatrzymuję się przy nim na
dłużej. Przesuwam wzrokiem po komentarzach. „Szukając Kopciuszka jest o wiele
lepsze” — czytam — „Hopeless brakuje tego czegoś”. Czy na pewno?
„Szukając Kopciuszka” Colleen Hoover pozostawia nas w
świecie znanym z „Hopeless”, ale to nowi bohaterowie wychodzą na pierwszy plan.
Narratorem zostaje Daniel, najlepszy przyjaciel Holdera, a jego miłością Six,
przyjaciółka Sky. Jednak, jak to zwykle w książkach pani Hoover bywa ich miłość
nie jest prosta, a oboje skrywają mroczne sekrety. Na przeszło stu stronach
miejsce jest tylko na jeden wątek, ale jak zawsze autorka dostarcza nam multum
emocji i niespodziewanych rozwiązań.
Przeziębiona leżę w
łóżku, na stoliku nocnym paruje herbata. Sięgam po „Kopciuszka”, bo w sumie nie
mam nic lepszego do roboty. Być może nie jest to najlepsza rekomendacja... Ale
co mi szkodzi czytać dalej?
Przez większość lektury w mojej głowie tkwiły właśnie takie
myśli. Nie porwała mnie, ale była przyjemna, wystarczająco ciekawa. Miło
spędzałam przy niej, pomogła mi się zrelaksować po szkole, odwróciła uwagę od
bólu gardła. Tylko… nic więcej. Zabrakło wzruszeń jak przy „Hopeless”, czy
chociażby aspiracji do ukazania bólu „bad boya”, co uratowało „Losing Hope”.
Sama historia miłosna mnie nie porwała, chociażby dlatego, że jest
przewidywalna i słabo rozwinięta. I nie, nie napiszę, że taki już los krótkiej
formy. Bo nawet na kilkunastu stronach można można zarysować wzruszającą,
chwytającą za serce historię miłosną, jak zrobił to Prus w „Kamizelce”. A
„Szukając Kopciuszka” jest krótkie, bo na dłuższą opowieść zwyczajnie nie
zasługuje i nie ma potencjału.
Mija północ, a ja
ciągle nie mogę zasnąć. W moich słuchawkach Florence Welch śpiewa o St. Jude,
patronce spraw beznadziejnych. A ja z nadzieją w sercu wstaję, zapalam lampkę i
sięgam po „Losing Hope”.
Jest dziesiąta rano,
zamykam plik z książkami Hoover, zaznaczam „Szukajac Kopciuszka” na
lubimyczytac.pl jako „przeczytane”. Ciekawa przygoda? Och, to nie była
przygoda. Co najwyżej wycieczka do muzeum porcelanowych lalek.
Moja ocena: 6/10
Chciałabym przeczytać mimo, że twoja recenzja nie zachwala zbytnio.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie!
Hopeless nie dawno czytałam i z chęcią sięgnę po tą książkę, jak i drugi tom.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.