niedziela, 4 października 2015

Twoje książki są ważniejsze niż Ty

"Złamałaś grzbiet! Jak można tak nie szanować książek?!"
"A gdyby ktoś traktował tak twoją pracę?"
"Jesz i pijesz nad książką, takich ludzi nie powinno się w ogóle do literatury dopuszczać..."

Nigdy, przenigdy nie usłyszałam takich słów pod swoim adresem. Jednak chyba tylko dlatego, że nie publikuję zdjęć własnej biblioteczki. Nieraz zdarzyło mi się zachlapać książkę herbatą, pogiąć okładkę albo — o zgrozo! — wydrzeć stronę. Oczywiście niespecjalnie, ale wcale nie uważam tego za swoje największe grzechy. Drobne potknięcia, owszem, ale czy "niszczenie" książek uważam za karygodne?
Nie. Nie, z jednego prostego powodu: to książki są dla nas, nie my dla książek. One są tylko przedmiotami, które miło jest trzymać w ręku czy ustawić na półce, nie żadnymi mistycznymi istotami, zdatnymi jedynie do czczenia na odległość. Znacznie ważniejsza od rzeczy jest treść — powieść nie ucierpi, kiedy nakruszę herbatnikami, prawda? Autor nie rozpłacze się, jeśli zobaczy "złamany grzbiet" w stworzonym przez niego utworze. A jeśli to zrobi, to już nie jest wina moja, lecz pewnych problemów psychicznych ;)
Nie chcę jednakże, żebyście pomyśleli, że chlubię się tym, że nie dbam książki. Po prostu nie rozpaczam, ale patrząc na plamę po herbacie myślę: "o kurczę!" i staram się to jak najszybciej naprawić. Moja biblioteczka nie prezentuje się idealnie, ale nie jest to przecież stos luźnych kartek i potarganych okładek. Gdy patrzę na swoje książki, widzę, że ktoś je wielokrotnie wertował — a to chyba wystarczająca rekompensata dla autora za te kilka plam.

Zupełnie inaczej jest z książkami bibliotecznymi, bo o nie dbam naprawdę szczegółowo. Żadnego zaginania rogów, kruszenia, w ogóle nie przynoszę ich do kuchni. Brzydzą mnie plamy niewiadomego pochodzenia na książkach, które wypożyczałam, chyba mam po prostu zbyt rozwiniętą wyobraźnię, żeby ze spokojem patrzeć na dziwne kropki. Nie chcę więc w ten sposób uprzykrzać czytania innym. Moje książki — moja sprawa, cudze książki już nie.

Tak przedstawia się mój punkt widzenia, bo środowisko — więc także Wy — jest w tej kwestii zupełnie podzielone. Dla jednych książka to świętość, którą trzeba okładać folią, inni dostosowują "akcesoria czytelnika" zgodnie z własnymi potrzebami. Skoro połączenie kubka kawy i książki jest takie przyjemne, dlaczego mamy sobie tego odmawiać? Życie jest krótkie, zaszalej chociaż tak ;)
Rozumiem jednak, że część czytelników uważa za milsze patrzenie na idealny stan swego księgozbioru.

Co Wy uważacie na ten temat? Jecie i pijecie przy czytaniu? Jak prezentują się Wasze książki?